Sport dziecięcy to przede wszystkim zabawa i rozwój, nie wynik. Choć trybuny są pełne rodziców z dobrymi intencjami, to zbyt często zdarza się, że ich obecność staje się źródłem presji, a nie wsparcia. Właśnie dlatego warto przypomnieć sobie, po co dzieci naprawdę przychodzą na boisko.
Z sercem na dłoni, z wodą w ręce i dopingiem w głosie – tak wygląda zaangażowany rodzic. Niestety, czasem to zaangażowanie przechodzi w nadmierną kontrolę. Słowa takie jak „strzelaj”, „co ty robisz”, „musisz się bardziej starać” pojawiają się zbyt często i – wbrew intencjom – nie motywują, lecz frustrują.
Dziecko nie przychodzi na trening, by spełniać cudze oczekiwania. Przychodzi, bo lubi grać, chce spędzić czas z rówieśnikami, cieszy się ruchem i atmosferą drużyny. To dla niego sport jest radością, a nie zawodowym obowiązkiem. A przede wszystkim – to ono gra, nie my.
Warto zadać sobie pytanie: co moje dziecko zapamięta z tych chwil? Głośne komentarze po nieudanym podaniu? Pretensje po przegranym meczu? A może wsparcie, uśmiech i wspólną radość po każdej bramce?
Nie każde dziecko zostanie Lewandowskim. I nie musi. Każde natomiast zasługuje na to, by wynieść z boiska dobre wspomnienia. Wspomnienia, które będą budować pewność siebie i uczyć zdrowego podejścia do życia.
Dlatego jako dorośli mamy wybór – być trenerem z trybun czy największym kibicem. A to drugie jest znacznie cenniejsze. Bo młody sportowiec nie potrzebuje strategii meczowej, tylko poczucia, że jest kochany i wspierany – niezależnie od wyniku.
Co możesz zrobić jako rodzic?
-
Nie krzycz z trybun.
-
Nie oceniaj błędów.
-
Nie narzucaj własnych ambicji.
-
Bądź obecny i wspierający.
-
Ciesz się razem z dzieckiem.
-
Doceniaj zaangażowanie, nie tylko wynik.
W klubach sportowych i na obiektach treningowych coraz częściej pojawiają się transparenty z hasłem: „Rodzicu – nie krzycz. Dopinguj.”
To nie slogan. To prośba, by zrezygnować z presji na rzecz obecności. By nie oceniać, nie rozliczać, nie narzucać własnych ambicji.