Kontuzje? To nie tylko problem zawodowców. Coraz częściej dotyczą osób aktywnych amatorsko – tych, którzy „po godzinach” grają, biegają, ćwiczą, aż w końcu coś zaczyna ciągnąć, boleć, strzelać… Co wtedy? Najlepiej trafić na fachowca, który nie tylko zna się na swojej robocie, ale też umie wytłumaczyć, dlaczego „lepiej dziś odpuścić, niż jutro żałować”. Rozmawiamy z Maciejem Baranowskim – fizjoterapeutą, który zna temat od podszewki.
SportowyInowroclaw.pl: Jak wygląda Twoje podejście do pacjentów, którzy chcą wrócić do sportu szybciej niż ich organizm na to pozwala?
Maciej Baranowski: Wiesz co – to wcale nie jest rzadkie zjawisko. Często muszę powiedzieć wprost: to jeszcze nie jest ten moment. Nie dlatego, że nie chcę pomóc, tylko dlatego, że za szybki powrót to prosta droga do pogłębienia urazu. Staram się to tłumaczyć merytorycznie – nie tylko „bo tak trzeba”, ale pokazując przykłady z dużego sportu. Czasami to działa lepiej niż każde zalecenie.
A kiedy już ktoś się zgłosi – jakie błędy najczęściej widzisz u osób aktywnych fizycznie?
Bez dwóch zdań – rozgrzewka. Albo jej brak. Jest za krótka, za lekka, robiona na pół gwizdka. Drugi błąd: brak rozciągania po treningu. A przecież stretching to nie tylko coś „dla baletnicy” – to obowiązek. Ciało musi dostać sygnał, że już kończymy, że teraz czas na regenerację. Ludzie pomijają to i potem się dziwią, że coś sztywnieje albo boli.
Czym różni się dobra rehabilitacja od tej przeciętnej? Nie chodzi tylko o ćwiczenia, prawda?
Absolutnie nie tylko o ćwiczenia. Wszystko zaczyna się od relacji i zaufania. Jeśli pacjent wierzy, że to, co robimy, ma sens – będzie współpracował. Dla przykładu: robimy wykrok. Tłumaczę, że ten ruch przyda mu się np. w koszykówce, w grze 1 na 1. Nagle ćwiczenie przestaje być „głupim wykrokiem”, a staje się realnym narzędziem. Zwłaszcza nastolatkowie to łapią – kiedy rozumieją, angażują się dwa razy bardziej.
A jakie sygnały z ciała najczęściej są ignorowane – a nie powinny?
Oj, dużo tego. Ale numer jeden to takie delikatne „ciągnięcie”, „ukłucie”. Ludzie mówią: „To tylko trochę mnie ciągnie przy Achillesa”. No i trenują dalej. A potem mamy poważny problem. Zawsze powtarzam – lepiej sprawdzić drobnostkę, niż leczyć poważną kontuzję. Czytaj swoje ciało. Ono wie, kiedy trzeba się zatrzymać.
Co Cię najbardziej zaskoczyło w pracy przez te lata?
Na pewno mity, które wciąż funkcjonują. Jednym z najbardziej absurdalnych, jaki słyszałem od niejednego zawodnika: „Siłownia mnie zamuli” albo „Nie urosnę przez ciężary”. Co gorsza – słyszą to od własnych trenerów. To naprawdę boli. Bo jeśli zawodnik nie ufa już ani sobie, ani fizjo, to wszystko się sypie. A siłownia – dobrze prowadzona to klucz do nie łapania kontuzji.
Jakie kontuzje są najtrudniejsze w rehabilitacji?
Te, które… potrzebują czasu. Największym wyzwaniem jest cierpliwość pacjenta. Weźmy np. artroskopię kolana – zawodnik chciałby wrócić po dwóch tygodniach, a protokół mówi jasno: kilka miesięcy. Trzeba wytłumaczyć, że nie ma drogi na skróty. I praca nie kończy się w gabinecie – pacjent musi działać też w domu, trzymać się zaleceń. Sama technika? To już kwestia indywidualna. Jeśli jest współpraca, da się wszystko.
Jak łączysz nowoczesne metody z doświadczeniem?
Dla mnie to duet idealny. Doświadczenie to podstawa – wiem, co zadziała, bo to już przerobiłem. Ale nowe metody to narzędzia, które warto mieć w arsenale. Nie jestem fanem „gadżeciarstwa”, ale jak coś naprawdę działa – korzystam. Połączenie wiedzy i praktyki zawsze wygrywa.
A jak zmienia się Twoja rola, gdy pracujesz z całym zespołem?
Tu kluczem jest kontakt z trenerem. Jeśli mamy dobry przepływ informacji, wszystko idzie sprawnie. Cenię trenerów, którzy chcą rozmawiać, są otwarci. W końcu chodzi o to, żeby zawodnik był zdrowy – bo bez zdrowych zawodników nie będzie wyniku.
Masz jakieś swoje „zasady”, których trzymasz się w pracy niezależnie od wszystkiego?
Zawsze dbam o atmosferę. Serio – kontakt z pacjentem to połowa sukcesu. Jeśli ktoś Ci ufa i czuje się dobrze, to będzie z Tobą współpracował. No i moja zasada numer jeden: to, co w gabinecie, zostaje w gabinecie. Pacjenci to doceniają.
Na koniec – czym dla Ciebie jest zdrowie ruchowe?
To styl życia. Nie chodzi tylko o trening 3x w tygodniu. Chodzi o wybory – rower zamiast auta, schody zamiast windy. Regularny ruch, nie „sezonówka”. Do tego sen, odżywianie, nawodnienie. I badania – choćby podstawowe badania krwi. Zdrowie ruchowe to podejście, które przekłada się na całe życie.
Dziękujemy Maciejowi za szczerą rozmowę i za przypomnienie, że rehabilitacja to nie tylko powrót do formy – to przede wszystkim proces, który wymaga cierpliwości, zaufania i konsekwencji.
Świetny specjalista – bardzo dobrze się z nim współpracuje
Polecam tego Pana :)!!!
Maciej mistrz!!!!!!