Z potrzeby powstała pasja, która zmienia ludzi. Michał Rosenbaum nie planował zakładać klubu, ale brak lokalnych treningów sprawił, że razem z przyjaciółmi stworzył miejsce inne niż wszystkie. Octopus Inowrocław to nie tylko sport – to społeczność, do której chce się należeć. W rozmowie z SportowyInowroclaw.pl mówi o tym, dlaczego nie trzeba mieć doświadczenia, by zacząć, jak wyglądają zajęcia z dziećmi i co naprawdę oznacza bycie częścią drużyny.

SportowyInowroclaw.pl: Jak to się właściwie zaczęło? Skąd pomysł na Octopus Inowrocław?

Michał Rosenbaum: Po powrocie do Inowrocławia nie planowaliśmy otwierać klubu. Rozglądaliśmy się za miejscem, gdzie można byłoby kontynuować treningi BJJ. Sytuacja sama się potoczyła – mieliśmy wybór: albo dojeżdżamy do Bydgoszczy lub Torunia, albo robimy coś sami.

Dlatego postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce. Mieliśmy już doświadczenie zdobyte w Anglii i jasną wizję – chcieliśmy stworzyć klub, który będzie otwarty, przyjazny i prowadzony z głową. Tak powstał Octopus Inowrocław.

Dziś działamy jako stowarzyszenie, we trójkę. Prowadzimy treningi dla dorosłych, mamy zajęcia dla dzieci, startujemy w zawodach. Jest sporo pracy, ale i ogromna satysfakcja, bo wszystko rozwija się w dobrą stronę i daje poczucie sensu.

No właśnie – co wyróżnia Was na tle innych klubów? Bo mówi się, że ta atmosfera u Was jest naprawdę wyjątkowa.

Bo jest! I to nie dlatego, że tak mówimy, tylko dlatego, że tak się to naturalnie ułożyło. BJJ to sport bez sztywnej etykiety – są oczywiście zasady, szacunek, ukłon, „piątka” na koniec treningu. Ale nie ma u nas kar za spóźnienia czy nadmiernego rygoru. Ludzie przychodzą, bo chcą – nie bo muszą.

A dzieci? To inna bajka. Tu potrzeba więcej struktury, bo jak masz na sali dwunastu małych wojowników, każdy z własnym temperamentem, to trzeba to dobrze zorganizować. Ale robimy to z głową. A poza matą? Morsowanie, grille, wspólne biegi – my się naprawdę trzymamy razem.

Dla wielu osób BJJ to wciąż coś bardzo egzotycznego. Jakbyś miał wytłumaczyć komuś z ulicy: co to właściwie jest?

Najprościej? To jak „siłowanie się z dzieciństwa”, tylko że z techniką i większym sensem. (śmiech) Mamy w BJJ elementy zapasów, judo, ale też coś unikalnego – możesz wykorzystać strój przeciwnika (GI), żeby uzyskać przewagę. Brzmi dziwnie? Ale daje to ogromne możliwości.

Poza tym to sport, który rozwija kompleksowo – siła, kondycja, elastyczność, a przede wszystkim opanowanie i kontrola emocji. To samoobrona bez agresji. Idealne połączenie.

To musi budować też wewnętrznie. Widać zmiany u ludzi, którzy trenują kilka miesięcy?

Oczywiście. Najczęściej u dorosłych widać wzrost pewności siebie – szczególnie u tych, którzy wcześniej nie trenowali niczego fizycznego. Kondycja też szybko idzie w górę.

  „Nie znaleźli substancji…” – wywiad z Norbertem Kobielskim tylko u nas. Po raz pierwszy po zawieszeniu

Ale największe zmiany widzimy u dzieci. Przychodzi maluch, który trzyma się nogi rodzica, nie chce wejść na matę. A po kilku tygodniach? Sam się przebiera, wbija na trening i jeszcze innych zachęca. To są te „małe cuda”, które pokazują, że robimy coś ważnego.

Zdarzają się jakieś spektakularne przemiany? Takie historie, które zostają w głowie?

Pewnie! Ale to nie jest kwestia jednego przypadku. Każdy, kto tu przychodzi, przechodzi swoją drogę. Dla jednego sukcesem będzie medal na zawodach, a dla drugiego – to, że po raz pierwszy w życiu zagrał z grupą w zbijaka i nie uciekł w kąt. My uczymy, że każdy jest ważny, niezależnie od poziomu. Na macie jesteśmy równi – i dzieci to bardzo szybko łapią.

Macie jakiś przepis na to, jak zachęcić ludzi, którzy nigdy nie trenowali? Bo dla wielu to może być stresujące.

Nie robimy wielkich naborów. Kto chce – po prostu wpada. Każdy może zacząć w dowolnym momencie. Nie trzeba nic umieć, nic wiedzieć. Jak trzeba, to ktoś z grupy wszystko pokaże i spokojnie wprowadzi.

Mamy też świetną ekipę. Kasia, która prowadzi grupy dziecięce, ma wykształcenie z pedagogiki kultury fizycznej. Wie, jak podejść do dzieci, żeby się odnalazły i dobrze czuły.

A jeśli chodzi o sportowy aspekt – startujecie w zawodach? Jakieś sukcesy?

Tak, startujemy regularnie. Ale nie chcemy oceniać ludzi tylko przez pryzmat medali. Choć – żeby było jasne – z każdych zawodów przywozimy jakieś krążki.

Ale bardziej cieszy nas, że ktoś wyszedł na matę, pokonał stres, spróbował swoich sił. To są prawdziwe zwycięstwa. Medal to bonus.

Plany na ten rok? Co przed Wami?

Oj, sporo! Mamy już zaplanowane starty w zawodach, wyjazd na obóz, odwiedziny w naszej głównej siedzibie w Łodzi, a także treningi w zaprzyjaźnionych klubach w regionie.

Do tego dochodzą nowe zajęcia – zarówno klasyczne BJJ, jak i bardziej siłowe elementy. Dla dzieci też coś szykujemy – będą niespodzianki.

Na koniec: jak widzicie rozwój BJJ w Polsce i miejsce Inowrocławia w tym wszystkim?

BJJ w Polsce rozwija się bardzo dynamicznie. Mamy świetnych zawodników, odbywa się mnóstwo zawodów, seminariów, obozów.

My chcemy dołożyć swoją cegiełkę. Inowrocław ma potencjał, a my mamy ambicje. I zrobimy wszystko, żeby być punktem na mapie, który coś znaczy.

Dziękujemy Michałowi Rosenbaum za rozmowę i poświęcony czas. Życzymy dalszego rozwoju klubu i wielu sukcesów – nie tylko na zawodach, ale przede wszystkim w codziennej pracy z ludźmi.