Norbert Kobielski – czterokrotny mistrz Polski w skoku wzwyż, reprezentant kraju, olimpijczyk, którego nazwisko przez lata budziło dumę mieszkańców Inowrocławia i kibiców lekkiej atletyki – po raz pierwszy zabiera głos po decyzji Athletics Integrity Unit o dwuletniej dyskwalifikacji. To rozmowa szczera, bez kompromisów, w której odnosi się do przebiegu sprawy, reakcji środowiska sportowego i swojej przyszłości – również tej poza granicami kraju.
W ekskluzywnym wywiadzie dla SportowyInowroclaw.pl mówi wprost, co sądzi o całej sytuacji, jak ją przeżył i co dalej zamierza. To głos sportowca, który wiele przeszedł, ale nie zamierza się poddać.
SportowyInowroclaw.pl: Norbert, jak przyjąłeś decyzję AIU o dwuletniej dyskwalifikacji? Byłeś przygotowany na taki scenariusz?
Norbert Kobielski: Oczywiście byłem przygotowany na taki scenariusz. Bardzo dobrze wiedziałem, z czym będzie wiązało się przyznanie do błędu z ich strony – milionowe odszkodowanie i kilka znajomych na stołkach mniej, przecież nie mogli do tego dopuścić. Poza tym POLADA ośmieszyła się wystarczająco, zawieszając przed igrzyskami kolarza cukrzyka za insulinę i Borowską, którą musieli odwiesić. Gdyby u mnie wyszła ich pomyłka, to byłaby totalna kompromitacja.
Niestety, przy nałożeniu na mnie tymczasowego zawieszenia z góry – AIU, która zleciła badanie, dała POLADZIE przewagę. Przede wszystkim dlatego, że wtedy to ja muszę udowadniać swoją niewinność. A ze względu na to, jak przebiegała cała sprawa, ciężko było wygrać z argumentami typu „nie, bo nie”, „koordynator się pomylił”, „nazwę środka zawsze można zmienić”. Ciężko też walczyć z kimś, nad kim decyzyjny jest jego kolega.
W sądzie wyglądałoby to zdecydowanie inaczej. No bo jak udowodniliby mi winę, skoro samo laboratorium pisze, że nie znaleźli u mnie substancji, za którą jestem zawieszony? No i jeszcze jak wyjaśniliby „pomyłkę” koordynatora z Europejskiej Agencji, który mówi, że moja próbka pobrana na zawodach była czysta?
Powiedz wprost – czy byłeś na dopingu? Jeśli nie, to co Twoim zdaniem naprawdę wydarzyło się podczas tego feralnego startu?
Nic. Wygrałem. Tylko tyle. Wspominałem już wcześniej, że byłem badany dwa dni przed startem i dwa dni po. Ten konkurs nie różnił się niczym od pozostałych – poza tym, że badanie zlecało AIU. To właśnie z nimi toczyła się cała sprawa, bo to AIU miało przewagę i decyzyjność.
POLADA była tylko wykonawcą – przeprowadziła badania, ale potem obie strony umywały ręce, kto tak naprawdę odpowiada za ten błąd. Sama sprawa nie dotyczyła substancji dopingującej, tylko takiej, która w zawodach mogła mi jedynie przeszkodzić.
A ja wygrałem – i w Opolu, i dwa dni później w Ostrawie na Złotych Kolcach. Tam też byłem badany – ale już przez światową agencję. Rozumiem więc, że zakazany środek zdążył w międzyczasie wyparować?
Cała sprawa ciągnęła się niemal rok. Jak wyglądało to z Twojej perspektywy – ten czas oczekiwania, niepewności?
Sam początek był bardzo ciężki, bo jednak zostało mi odebrane coś, na co pracowałem latami. Przez ten cały czas jednak nie próżnowałem – i zdążyłem nauczyć się normalnego życia. Na samą decyzję czekałem z utęsknieniem, nieważne jaka by była. Byłem na nią gotowy.
W komunikatach pojawiła się informacja o norefedrynie – czyli metabolicie substancji, które bywają obecne w dopalaczach. Brzmi to poważnie. Co było źródłem tego wyniku?
Norefedryna to środek, który jest w lekach dostępnych bez recepty. I jest w pełni dozwolony w sporcie. Tu jest właśnie cały problem – znaleziono u mnie substancje z tej właśnie grupy, a nie z grupy katynonów, czyli z tej zakazanej. Źródłem wyniku był cholerny błąd w laboratorium i zła klasyfikacja środka przez użycie odczynnika ze zbyt dużym marginesem błędu.
Sam producent w opisie odczynnika pisze, że wykrywa potencjalne metabolity z grupy efedryn.
Czy próbowałeś wyjaśniać sprawę z POLADA lub AIU? Jak wyglądał kontakt z tymi instytucjami?
Oczywiście – na tym opierała się cała sprawa. Ja zadawałem pytania, oni odpowiadali: „bo tak” i „bo nie”. To nie my – to POLADA robiła badania, a POLADA odpowiadała: to nie my – to sprawa AIU.
Czy czułeś w tym wszystkim wsparcie ze strony środowiska lekkoatletycznego? A może wręcz przeciwnie – poczułeś się pozostawiony sam sobie?
Tyle czasu minęło, że niespecjalnie pamiętam, kto oprócz trenera, menedżera i aktualnego prezesa PZLA mnie wspierał. Związek nie tylko się odwrócił, ale jeszcze próbował szantażować.
Coś więcej o szantażu?
Nikt z PZLA nie napisał do mnie, nie zadzwonił, nawet nie zapytał, jak się czuję po pierwszych plotkach. Jedyne, na co było stać zarząd, to wiadomości do mojego menedżera: że sam mam zrezygnować z igrzysk, bo inaczej oni to zrobią, bo „nie chcą żadnych afer”.
Zatem serdecznie dziękuję absolutnie nikomu z nich. I bardzo cieszę się, że w końcu mamy odpowiednią osobę w odpowiednim miejscu – jaką jest Sebastian Chmara.
Wspomniałeś, że pojawiła się opcja zmiany barw narodowych. To realny kierunek czy raczej emocjonalna reakcja po ogłoszeniu decyzji?
Do decyzji podszedłem bez żadnych emocji. Odnajduję się już w życiu bez sportu na tyle, że obeszło się bez zbędnych przykrości. Oczywiście biorę taką opcję pod uwagę. Nie wiem, czy chcę ryzykować kolejne lata trenowania, żeby przyszedł ktoś z POLADY i wynalazł nowy, nieistniejący związek na potrzeby mojego zawieszenia.
Poza tym „łaska pańska na pstrym koniu jeździ” – w Polsce widać to najlepiej.
Powiedziałeś, że wrócisz na swoich warunkach. Co to dokładnie oznacza?
Oznacza to, że nie będę się z tym spieszył ani nie będę robił nic pod czyimś naciskiem. No i to ja zdecyduję, pod jaką flagą.
Na chłodno: gdybyś mógł cofnąć czas – czy zrobiłbyś coś inaczej?
Tak. Olałbym to od początku. Bo nieważne ile argumentów znalazłem, ile błędów wytknąłem, ile stresu mnie to kosztowało i moich bliskich – to i tak na decyzję to nie wpłynęło. Dużo szybciej zająłbym się sobą.
Na koniec – co chciałbyś powiedzieć kibicom z Inowrocławia i wszystkim, którzy trzymali za Ciebie kciuki przez ten trudny czas?
Oczywiście otrzymałem wiele wsparcia od mieszkańców Inowrocławia i serdecznie za to dziękuję. Obiecuję, że zobaczycie mnie jeszcze na igrzyskach w Los Angeles – może niekoniecznie pod polską flagą, ale nadal jako MKS Inowrocław.
Na zakończenie tej wyjątkowej rozmowy warto podkreślić, że to pierwszy i ostatni wywiad, jakiego Norbert Kobielski udzielił po ogłoszeniu decyzji o dwuletnim zawieszeniu. Zrobił to specjalnie dla mieszkańców Inowrocławia, klubu MKS Inowrocław, z którego się wywodzi, oraz wszystkich tych, którzy nie przestali w niego wierzyć – i wciąż wierzą. Dziękujemy za zaufanie. Redakcja SportowyInowroclaw.pl
Foto. Facebook Norbert Kobielski